KUBUŚ PUCHATEK OPOWIADA BAJKI NA DOBRANOC





O smokach, groszkach i podróżach

Na samym krańcu kosmosu, w miejscu którego nie można dostrzec największym nawet teleskopem, mieszkała sobie smocza rodzina. Była tam mama, był smoczy tata i trzy maluchy. Najstarszy smoczek, nazywany Milusiem, miał trzy fioletowe groszki na pękatym brzuszku, średni Raptuś miał siedem kropek, zaś kropek najmłodszego, Bimbusia, który dopiero co wykluł się z jajka, nie sposób było zliczyć.
Musicie bowiem wiedzieć, że kropki u smoków mają tylko maluchy. Wraz z upływem dni i lat, kropki robią się coraz bledsze aż w końcu zupełnie znikają. Jednym znikają wcześniej, innym później. Najstarsze i najmądrzejsze smoki uważają, że największy wpływ na znikanie kropek ma zdobyta wiedza i doświadczenie. Bo im smok starszy, tym mądrzejszy i groszków tych ma coraz mniej.
Ale wróćmy do naszej rodziny. Starsze smoki, Miluś i Raptuś, posłuszni i pilni, codziennie chodzili do smoczej szkoły. Ale z najmłodszym, Bimbusiem, ciągle był kłopot! Bimbusia nie interesowały ani królewny, ani rycerze. Najmłodszy smoczek najchętniej przesiadywał wśród drzew, liczył przelatujące nad nim ptaki i opychał się cukierkami, które niczym lawa, wypływały z pobliskiego źródła. Ale najbardziej podobały mu się jego kropki. Takie malutkie i okrągłe. Po prostu śliczne. Dlatego też ani myślał chodzić do szkoły. Ba, nawet więcej, wymyślił sobie, choć to było wbrew wszelkim obyczajom, że jako jedyny zachowa swe kropki, nawet kosztem wiedzy, choćby mu przyszło iść po radę do czarodzieja, który mieszkał niedaleko.
Pewnego dnia, gdy bracia jego spali jeszcze, spakował swój plecak i cichutko, by nikt go nie usłyszał, wyszedł z domu. Po dokładnym obejrzeniu mapy, skierował się ku zielonym polom. Szedł tak i szedł, przez długi dzień, zbierając po drodze poziomki i pijąc wodę z przydrożnych strumieni. Dopiero gdy słonko schowało się za lasem, zatrzymał się i postanowił odpocząć. Nie minęło kilka chwil, jak usłyszał jakiś hałas. Prędko podniósł się i zaczął nasłuchiwać.
- Hej, jest tam kto? - zawołał, ale nikt mu nie odpowiedział. Przez chwilę było całkiem cicho
i Bimbuś już miał zasnąć, gdy ów hałas odezwał się znowu.
- Kto to? - zapytał wystraszony i wtedy zza krzaków wyskoczyło kilku smoczych wyrostków. Była to rozbójnicza szajka, co nie bała się niczego, a do szkoły chodziła wtedy, gdy miała na to ochotę. Smoki te najczęściej nic nie robiły i całymi dniami snuły się bez celu, przeszkadzając wszystkim dookoła. Dlatego gdy tylko Bimbuś ich zobaczył nie miał najszczęśliwszej miny.
- Hej, Co tu robisz? - zapytał go herszt rozbójników.
- Wędruję sobie - odpowiedział zgodnie z prawdą Bimbuś.
- To wędruj sobie gdzieś indziej, bo to nasza polana, a nieproszonych gości my nie lubimy.
Cóż miał robić Bimbuś! Bez słowa zabrał plecak, i poszedł szukać nowego obozowiska. A że bał się trochę i samotności i nocy, dlatego postanowił zbyt daleko od nich nie odchodzić. Na szczęście szybko po tych wszystkich przygodach zasnął. Obudziły go głośne śmiechy i jakieś dziwne piski. Zerwał się więc Bimbuś na nogi i wytężył słuch. Po kilku chwilach wiedział już co się dzieje. To ptaki podniosły taki krzyk, gdyż banda obwiesiów postanowiła pozamieniać im jajka. A ptaki były bezradne. Bimbuś, jako że kochał bardzo te malutkie stworzenia, postanowił im pomóc. Ale jak tu pomóc, mając przed sobą tak liczną bandę? Na szczęście nie myślał zbyt długo.
Wyjął z plecaka swoją biała koszulkę, porozcinał ją tak by powiewała na wietrze, i szybko nałożył na grzbiet. Potem stanął za drzewem i gdy banda była całkiem niedaleko, wyskoczył zań i machając łapkami zaczął ujadać niczym najprawdziwszy kojot.
Jak tylko zobaczyła to przerażające i dziwne zjawisko smocza banda, natychmiast zostawiła ptaki w spokoju i czmychnęła tam gdzie pieprz rośnie. Gdy nie było po nich śladu, Bimbuś zdjął swój upiorny strój, po czym pomógł ptakom poukładać jajka w ich gniazdach. Gdy tylko to zrobił, na ramieniu usiadł mu ptasi król.
- Dziękuję ci, mały smoczku. Gdyby nie ty, sam nie wiem co by się stało. W nagrodę za twą dzielność, spełnię twoje życzenie. Proś więc o co chcesz - zawołał.
Bimbuś z wielkiego zakłopotania najpierw w głowę się podrapał, a potem wywijając nerwowo ogonkiem tak tylko powiedział:
- Chciałbym aby moje kropki nigdy nie znikły. Ciastka i cukierki też - poprosił.
- Stanie się tak, jak sobie życzysz - powiedział ptasi król i jeszcze raz podziękował małemu za ocalenie.
Czy wiecie co było dalej? Bimbuś jeszcze tej samej nocy wrócił do domu i o swej przygodzie opowiedział rodzinie. Potem przeprosił wszystkich za swe nieodpowiednie zachowanie, a następnego dnia, razem z braćmi, poszedł do szkoły. Odtąd chodził doń codziennie i był bardzo pilnym uczniem. Nie musiał już obawiać się o swe groszki, które nabrały wspaniałego koloru i odtąd rosły razem z nim.
Inne smoki, poznawszy całą tę historię, w nagrodę za dzielne zachowanie, zaakceptowały wybór Bimbusia i mimo tego, że nadal wyglądał niczym maluch, traktowały go bardzo poważnie.
A gdy po wielu latach nauczył się Bimbuś tych wszystkich rzeczy o których mówią smocze księgi, gdy stał się już dorosły, został podróżnikiem. I to nie byle jakim, o nie. Był najsłynniejszym podróżnikiem w całym wszechświecie, a o jego podróżach słyszano także i u nas. Jeśli mi nie wierzycie, sami możecie to sprawdzić.






Kolczasta przyjaźń

W ogrodzie, pod jednym z krzaczków, miał swoją norkę mały jeż. Jeż ten nazywał się Jerzyk i był bardzo samotny. Żadna wiewiórka, żadna mysz czy nawet ślimak nie chciały się z nim przyjaźnić, gdyż bardzo bały się jego kolców. I tak żył jeż niezbyt szczęśliwie i marzył o tym, by choć raz spotkać kogoś podobnego do siebie.
Któregoś wieczora, tak jak zwykle, przytuptał na taras, gdzie mała Joasia wystawiała mleczko dla swych kotów. A koty były dwa. Oba rude, tłuste i na dodatek okropnie złośliwe. Jerzyk, rzecz jasna, bał się ich jak ognia i przychodził dopiero wtedy, gdy Filon i Koleś dawno już spali. Na szczęście dla jeża, koty za mlekiem nie przepadały i codziennie zostawiały prawie pełną miseczkę.
Tak też było i tym razem. Mleko już z daleka bieliło się i pachniało pełnym brzuszkiem, gdy nagle zdumiony Jerzyk o coś się potknął.
- Oj! - zawołał cichutko.
Co to? Kto to?- zapytał i wyciągnął przed siebie łapkę, gdyż było zupełnie ciemno.
- Auć! - jęknął nagle gdy poczuł, że coś długiego i ostrego wbiło mu się w palec.
Wystraszony, natychmiast zapomniał o mleku i już miał uciec, gdy nagle usłyszał takie oto słowa:
- Kto mnie budzi? Przecież jeszcze jest noc!
Jerzyk, bardzo zdziwiony i nie mniej wystraszony, odpowiedział:
- Bardzo pana przepraszam, szanowny panie kocie. To ja, jeż Jerzyk. Nie chciałem pana obudzić. To tylko tak, przez pomyłkę - dodał, gdyż sądził, że to z samym Filonem ma do czynienia.
I już miał odejść, gdy ów głos znów się odezwał:
- Hej! Zaczekaj mały i nie bój się tak, bo kotem nie jestem na pewno. Daję ci na to moje kolczaste słowo.
Jerzyk słysząc to, rozmasował bolącą go jeszcze łapkę i z lękiem zapytał:
- To kim jesteś, jeśli nie kotem?
Głos roześmiał się gromko i odparł:
- Jestem kaktusem! Rośliną, która pochodzi z ciepłych krajów i cała pokryta jest kolcami. Nic o mnie nie słyszałeś, bo jestem tu dopiero od dziś.
Jerzyk słysząc te słowa, aż podskoczył z zadowolenia i zawołał:
- To ty też masz kolce? A już myślałem, że tylko ja jestem kolczasty!
Kaktus w odpowiedzi zaśmiał się tak głośno, że omal nie obudził kotów:
- O! Gdybyś tylko zobaczył mój brzuch, przestałbyś tak myśleć. Żaden z kwiatów nie chce stać obok mnie. Dlatego postawiono mnie tu, na tarasie - dodał.
Właśnie w tej chwili wietrzyk przegonił chmury, zza których wyłonił się księżyc i Jerzyk mógł w jego świetle przyjrzeć się kaktusowi. A po kilku minutach, i kwiat, i zwierzak oglądali nawzajem swe kolce. Kaktus próbował nawet policzyć kolce kolegi, ale szybko z tego zrezygnował. Jerzyk zaś, zapomniał i o kotach, i o ślimakach i o tych wszystkich, którzy nie chcieli być jego przyjaciółmi, po czym, bardzo zadowolony, powiedział:
- Jak to dobrze, że się spotkaliśmy! Możemy się z sobą zaprzyjaźnić i już nigdy nie będzie nam smutno. Co ty na to kaktusie?
Kaktus, gdyby mógł, podskoczyłby z radości, ale, że nie mógł, to tylko powiedział:
- Z chęcią! A teraz usiądź obok mnie i opowiedz mi o ogrodzie. No i o tych kotach. Bo bardzo jestem wszystkiego ciekawy.
Od tamtej pory, każdego wieczora, spotykał się Jerzyk z kaktusem. Rzecz jasna, bardzo szybko się z sobą zaprzyjaźnili, i pewnie do dziś opowiadają sobie o kolcach, o ogrodzie, kwiatach i ciepłych krajach. No i, o kotach, naturalnie też.


Bajka na dobranoc




Noc ciepła otuliła ciszą szarości domy i ulice. Księżyc swym zachwycił się obliczem. A gwiazdki przytakująco mrugały, że:
- Dzień nie jest, aż tak wspaniały!
- Bo w ciemności oczka, barwy Krainy Snów oglądają.
- Nóżki i rączki leżąc – biegają!
- Najśmielsze sny się realizują…
- I nowe pomysły produkują…
- Śpiąc dzieci rosną i zdrowiem pachną jak kwiatki wiosną!
- Noc jest cudowna – naszym zdaniem
- Więc szybko zajmijcie się spaniem i kolorów w snach odnajdywaniem!
- O ząbki dbajcie i w piżamki się ubierajcie…
- Niech buziak mamy lub taty świat snów uczyni bogaty!!!
- My z księżycem z nieba na was spoglądamy i o wasze bezpieczeństwo dbamy…
- Więc o nas pamiętajcie i czasami na dobranoc rączką pomachajcie…!
- A teraz oczka już zamknijcie i smacznie śpijcie…








KUBUŚ ŻYCZY WSZYSTKIM CZYTELNIKOM KOLOROWYCH SNÓW:)








ODSYŁACZE KUBUSIA: Żaba Kubuś Puchatek Bajkowo
POWRÓT